Architekt
Planując otwarcie przedszkola, miałyśmy na względzie to, że nie wystarczą dobre chęci i dobrze wybrany kolor ścian. Aby otrzymać wpis do ewidencji placówek niepublicznych, potrzebne jest oddanie opisanego projektu architektonicznego z zatwierdzonymi odbiorami Sanepidu i PSP. Po to, żeby nie kuć gotowych już ścian i uniknąć kłopotów związanych z krzyżującymi się ścieżkami, nieprawidłowymi odbiorami i za wysokimi progami (albo za niskimi – jak u nas!), osoba odpowiedzialna za projektowanie przestrzeni powinna być obecna w tworzeniu przedszkola od samego początku. Osobiście żałuję, że nie zaprosiłam architekta już na pierwsze oglądanie lokalu.
Pierwszy raz spotkaliśmy się już po decyzji o wynajęciu tego konkretnego miejsca i całe szczęście okazało się, że nie będzie żadnych (niemal…) kłopotów z dostosowaniem go do naszych potrzeb. Chociaż na pierwszym spotkaniu ciśnienie podskoczyło mi z 10 razy (najwyżej wtedy, gdy okazało się, że niedokładnie sprawdziłam przepisy dotyczące wymaganej wysokości lokalu, szczęśliwie sufit okazał się być podwieszany). Po zaakceptowaniu projektu musiałam się wycofać z remontu, żeby zająć się innymi rzeczami, ustępując tym samym miejsca mamie…
Lewe drzwi – początek remontu
Jestem humanistką, mam talenty i uzdolnienia artystyczne.Potrafię posługiwać się nie tylko piórem (hm..), ale i ołówkiem, kredkami i gliną. Leczę ludzi z depresji, lęków i fobii. Skąd więc u licha mam wiedzieć, czy ta podłoga jest prosta, do czego jest ten kabel, bezpiecznik, czy jest wentylacja i jaka?! Z czego wybudować ściankę i jak rozpoznać, które drzwi są prawe, a które lewe….. Ratunku!
To zaczynamy – remont – tajemniczy i obcy świat pustaków, płyt, profili, śrub (choć narzędzia akurat lubię, mam osobisty zestaw w domu!)… Zgodnie z nawykiem zawodowym obserwowałam swoje emocje: panika, złość, rozdrażnienie, chęć ucieczki… „Zaraz, zaraz. Spokojnie”. Telefon do przyjaciela, kilka kontaktów i oto jest pan Mariusz przechadzający się po czymś, co będzie przedszkolną salą z projektem architekta w ręce. „Aha, aha…. no dobrze, to już wiem. A co pani by tu chciała…? aha, dobrze, zrobimy”. I pan Bogdan: szefowo a na kiedy to ma być? „na miesiąc temu, panie Bogdanie”*. Ha, ha, ha… uśmialiśmy się.
Teraz z większym spokojem przyglądam się wspaniałej demolce, skuwaniu ścian, drapaniu olejnej lamperii (zielonej kolorem cudownej, starszemu pokoleniu znanej zieleni tzw. klatkowej), wyrywaniu starych framug, demontażowi różnych, straszących elementów.
Co prawda, co rusz napotykamy na rozmaite niespodzianki jak np. plątanina podejrzanych kabli ukryta pod starym, podwieszanym sufitem lub drzwi, które miały być dobre, ale się nie zamykają (panie Mariuszu dzięki, ja nie sprawdziłam czy się zamykają. Uznałam, że drzwi to drzwi i skoro są to zamykać się muszą). Jednak wraz z każdą przybywającą kupką gruzu wyłania się powoli szkielet zgrabnej łazieneczki dla maluchów, kuchenki,zmywalni oraz naszego tzw. „socjala”, w którym dziewczyny będą siedzieć na wygodnej kanapie i planować pracę z maluchami, popijając marokańską herbatę… Już niedługo, naprawdę niedługo.
*Na dwa miesiące temu (Karolina).