Znacie ten moment, w którym tak daleko zabrnęliście w odkładaniu czegoś „na później”, że dokończenie było już po prostu niemożliwe? Ten właśnie moment zdiagnozowała radośnie Lidka u mnie jakieś kilka miesięcy temu, gdy mówiłam, że wciąż nie napisałam recenzji „Biblioteczki Montessori” wydanej przez Egmont, a pomoce z niej trafiły do naszego przedszkola w dzień zamknięcia przed przerwą. Niestety nie tą świąteczną.
Przeszłam już przez przeglądanie, zbieranie zdjęć, zastanawianie się, co napisać, a czego nie pisać, poczucie wstydu związane z niedotrzymaniem terminu (bagatelka, pół roku), myślałam, że kluczowe będzie przyniesienie pracy do domu, bo w przedszkolu zawsze jest co posprzątać, ale to było tak na początku grudnia. I bez efektów. Aż nadszedł TEN dzień. Uznałam, że nie musi być idealnie, napiszę TERAZ i tak – Pumbal śpi, a ja piszę. Tak naprawdę wiedziałam od początku, że żadna ze mnie będzie blogerka, po co było się łudzić…
Dostałyśmy do przetestowania cztery rzeczy: zestawy kart trójstopniowych Przyroda i Świat oraz komplety zadań Czas (choć w tym zestawie jest trochę „teorii”) i ćwiczenia.
Karty przygotowane są naprawdę z najwyższą starannością – obrazki są rysunkowe, ale dzięki temu całość wygląda bardzo estetycznie, a rysunki, cóż… oddają nawet więcej, niż mogłyby oddać zwyczajne zdjęcia.
Spójrzcie tylko na ten mak – jest cudny. W komplecie z pudełkiem od Kuików i uszytą przez jedną z naszych zdolnych mam matą, wyglądają cudownie. Równocześnie nie są przeestetyzowane, odpowiadają dzieciom. Skonstruowane są zgodnie z zasadami pedagogiki – można z nimi pracować tak, jak pracuje się z kartami trójstopniowymi (dopasowywanie do karty z podpisem karty bez podpisu, a potem samego podpisu), można też wymyślić swoje sposoby na jak najdłuższe użytkowanie i utrzymywanie zainteresowania dzieci tymi kartami. Obok kwiatów znajdziemy ptaki, owady, owoce, zwierzęta leśne. Wszystko to, czym może zainteresować się przedszkolak – karty mogą nam służyć bardzo pomocniczo w poznawaniu najbliższego otoczenia dziecka.
Minusem (jednak nie tylko tych kart, ale kart trójstopniowych w ogóle) może być fakt, że dzieci w wieku przedszkolnym (przynajmniej te, z którymi my pracujemy) krótko utrzymują zainteresowanie tymi pomocami i bardzo rzadko spontanicznie po nie sięgają – jeśli nie znają wszystkich nazw np. owadów to zwykle są w wieku, w którym dużo chętniej niż z kartami popracują z przelewaniem wody, krojeniem banana i przenoszeniem łyżką, a gdy są już gotowe na dłuższe chwile skupienia na takiej aktywności – znają już większość i przydałby się może zestaw z kartami bardziej nietypowymi? Co w żadnym razie nie oznacza, że nie warto ich mieć. Warto – zarówno w klasie, jak i w domu. Karty po pierwsze rozwiną słownictwo dziecka w istotnych obszarach. Jasne, że ze słowem „cytryna” prawdopodobnie spotka się i bez nich, ale na „sasankę zwyczajną” może dość długo nie trafić. Dużym plusem jest też książeczka dołączona do zestawu, w której zresztą czytamy „Karty są kluczem dla dzieci: nie możemy wyliczyć wszystkich obiektów w danej kategorii, ale kilka tych z zestawu ułatwi dziecku drogę do dalszych odkryć…”. Mimo tego, że nie odczuwam zbyt wielu metodycznych braków na co dzień – znalazłam w nich dobre spojrzenie na pracę z kartami, mam takie poczucie, że gdybym nie wiedziała cóż to takiego, po przeczytaniu tych kilkudziesięciu zdań naprawdę wiedziałabym jak pracować z dzieckiem. Bez napięcia i nastawienia na niesamowity efekt, jakim będzie nauczenie półtoraroczniaka słowa „warchlak”.
Poza tym te karty mają jeszcze jeden, ogromny i niezwykle dla mnie ostatnio istotny walor – są kartonowe. Pewnie powlekane plastikiem, trudno mi to stwierdzić, ale nie są laminowane. Myślę, że to dużo lepsze dla środowiska, o które dbamy przecież również dla dzieci. Ale o tym kiedy indziej.
Podobnie z zestawem „Świat” – poza kontynentami, których można dotknąć są małe karty z ciekawostkami o danym kontynencie. Trochę taki folder kontynentalny znany mi z kursu, ale karciany. Korzystamy z tego przy mapach, dzieci lubią oglądanie tego, co ciekawe na różnych kontynentach. Najbardziej pamiętam, jak jedna dziewczynka po pracowaniu z tym materiałem z nauczycielką, rozłożyła go jeszcze kilka razy, opowiadając sobie pod nosem ciekawostki o Europie. Polecam do klasy!
„Czas”, to najmniej lubiany przez nas zestaw. Być może znajdzie się w domowych warunkach, przedszkolne raczej temu nie sprzyjają. Ciekawe wykresy kołowe naszym dzieciom raczej nie służyły do nauki… 😉 chociaż nie wykluczam, że mogły sporo dowiedzieć się o fizyce.
Jednak jest również książeczka z pomysłami i wskazówkami dotyczącymi tego, jak rozmawiać z dziećmi „o czasie”. Ale nie łudźmy się, dzieci żyją w czasie – już to naprawdę im wystarczy do rozumienia pewnych rzeczy. A pewnych przed 7 rokiem życia i tak nie zrozumieją na głębszym poziomie. Do przedszkola w każdym razie średnio przydatne.
Za to „Ćwiczenia”, co do których początkowo byłam bardzo sceptyczna, wydają się być naprawdę fajną alternatywą dla podręczników (tak, istnieją takowe w przedszkolach), godzin spędzanych na przeszukiwaniu internetu celem znalezienia dobrej kserówki lub mało wartościowych zeszytów aktywności, które też często w swoich tytułach mają „Montessori”.
To książka, która naprawdę pozwoli rozwinąć zainteresowania dziecka – w którą stronę by nie poszły. Pomoce są dobrej jakości, po prostu ładne. Pomysły ciekawe. Do przedszkola też przydatne – poza inspiracją, możemy korzystać z kart np. do wycinania. Wspaniała sprawa!
Jestem ciekawa jeszcze zestawu z flagami – czuję, że nasze przedszkolaki już będą tym tematem zainteresowane. Może uda mi się je gdzieś podejrzeć, jeśli tak i się zdecydujemy – być może kiedyś opowiem o tym w tym miejscu. Bądź innym.
Nie snuję planów blogowych, ale mam jeden wielki temat z tyłu głowy. W przedszkolu wszystko dobrze.